niedziela, 25 października 2009

Zmurszały laptop na dnie jaskini

mowy. Jakieś zdanie. Czy był również
świst pytajnika, skalny nawis, na którego
krańcu waha się ostatni wydech po zamknięciu
znaczenia? Jesteśmy pewni, albo nie, nie jesteśmy pewni.
Czy chcieliśmy coś powiedzieć? Nie, raczej nie,
lepiej niech ktoś inny powie za nas. Jesteśmy
silni i twardzi. Nie, jesteśmy miękcy, czy nie wiecie,
gdzie znaleźć lepszą kryjówkę? Albo może jesteśmy odważni
lub mądrzy? Istniejemy a potem nie będziemy istnieć.
Nigdy nie zaczęliśmy istnieć i w ogóle nas nie ma.
Zgłupieliśmy od wszystkiego do reszty.
Reszta jest milczeniem, to też jest możliwe.

Reszta jest nic nie warta. Reszta, czyli to, co po
nas pozostanie. Zarośnięte przez bluszcz nagrobki.
No, chyba że coś lepszego: zmurszały laptop
na dnie jaskini. Ci, którzy przyjdą po nas,
wzdychać będą do naszego życia, bo nie
ma chyba bytu wśród bytów, który nie chciałby
być innym bytem (to byłaby wolność –
móc być takim bytem, jakim się chce;
ale ile w tym klasycznej nieodpowiedzialności!).

Jakaż w tym pociecha, że ci, co przyjdą po nas
będą wzdychać do czasów, które zdarza nam się

przeklinać:

co ja plotę! Przecież nawet nagrobków nie będzie!
Już widzę siebie pod lodowcem. Widzę siebie
zasypanego przez wędrujące wydmy. Widzę
siebie na dnie morza. Nie ma nic lepszego
pod względem terapeutycznym, jak widzieć siebie
w którymś z takich jakże uzdrowiskowych miejsc.

Widzę połyskujący w słońcu lodowiec alpejski.

Widzę czerniejący przed zmierzchem horyzont pustyni.

Widzę szamaragdowo-turkusowe rozedrgane morze.

Gdybym był nawet najpiękniejszy na świecie,
wypielęgnowany jak Wiśniewski albo Beckham,
wybrałbym los lodowca, pustyni albo morza.
Nie chodzi o nieśmiertelność czy wielkość.

Chodzi o zwykłe trwanie w równowadze
Galaktyki, bez eksponowania świadomości


[żródło: http://www.literackie.pl/utwory.asp?idautora=54&idtekstu=1890&lang=]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz